Nie musiałem długo czekać, aby młody wykazał, że dobrze jest znać Gwiezdne Wojny. W niedzielę pojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie miały być różnorodne atrakcje związane z tym słynnym filmem. Nie muszę ukrywać, że młody nie mógł się doczekać i przebierał od rana nerwowo nogami. Jak się okazało było warto z wielu powodów.

Gwiezdne Wojny

Choć teren przeznaczony na atrakcje nie był zbyt duży, to jednak działo się tam całkiem sporo. Był zatem symulator X-Winga, gdzie siedziało się w wiernie odwzorowanej kabinie, miejsca do robienia zdjęć w kostiumach, testowanie nowych technologii, sterowanie robotami oraz strefa konkursowa.

Młody stwierdził, że on lubi Gwiezdne Wojny, ale nie będzie stał dwie godziny do X-Winga, bo może sobie polatać w domu w wersji LEGO. Zainteresowały go za to roboty. Obaj mieliśmy ubaw po pachy, bo obok R2-D2, BB-8 oraz Choppera, można było sterować Dalekiem. Dla niedoinformowanych, to taki zły z serialu Doctor Who.

Kiedy przyszła kolej na młodego załapał się na szkolenia armii rebeliantów. Dwie, przebrane za Jedi, panie szkoliły maluchy w formie sympatycznych zabaw ruchowych. Młody bawił się świetnie i robił najstraszniejsze miny na świecie. W nagrodę dostał plakat i poszedł dalej.

Akurat działo się coś na scenie konkursowej. Zanim się obejrzałem młody był już pod sceną i obserwował co się dzieje. Prowadzący zadawał różne pytania i za prawidłowe odpowiedzi rozdawał plakaty. Młody oczywiście plakat wygrał, a potem przyszła kolej na konkurs.

Z tłumu dzieciaków, prowadzący miał wybrać ośmioro, które zmierzą się w konkursie wiedzy. Wybierał losowo zgłaszające się dzieci i zadawał im pytanie. Jeżeli dziecko odpowiedziało, to trafiało na scenę. Młody znał odpowiedzi na WSZYSTKIE pytanie i gdy przyszła jego kolej oczywiście bez problemu odpowiedział, że ten śmieszny z uszami to Jar-Jar.

Potem nastąpiły ćwierćfinały. Liczyła się nie tylko wiedza, ale i to, kto szybciej odpowie. Młody rozgromił przeciwnika i trafił do półfinałów. Tu też nie dał starszemu koledze żadnych szans i trafił do finału. Mnie szczęka opadała coraz niżej. Głównie dlatego, że do tej pory nigdy nie udało nam się namówić potomka do udziału w żadnym konkursie. Ten był jego pierwszym.

Zaczął się finał. Z odpowiedzią na pierwsze pytanie (chodziło o Amidalę) szybszy był drugi zawodnik – starszy od młodego o trzy lata. I wtedy padło drugie pytanie. Z głośników leciała muzyka z pierwszego epizodu Gwiezdnych Wojen. Prowadzący zapytał: “Jaki tytuł ma ten utwór?”. Chwila wahania i młody bach – ręka do góry. I odpowiada “No przecież, że Duel of the fates”. Dźwięk opadających szczęk było słychać w całym centrum handlowym.

A potem przyszła kolej na finałowe pytanie, jak ma na imię i nazwisko słynna księżniczka z Gwiezdnych Wojen. Młody był pierwszy, ale z rozpędu się pomylił i odpowiedział Leia Amidala, choć jak sam przyznał wiedział, że Leia Organa. Widocznie emocje wzięły górę lub zasugerował się poprzednią odpowiedzią. Zajął jednak drugie miejsce i dostał w nagrodę figurkę Chewbacci do Disney Infinity.

Młody był bardzo zadowolony, a ja puchłem z dumy jak balon. To było niesamowite przeżycie, które uczciliśmy lodami, a po powrocie domową pizzą. Teraz młody zagląda do skarbonki czy stać go na Disney Infinity.

Facebooktwittermail
Facebook