Wreszcie nastała zima. Choć wiadomo, że rzeczony stan, zwłaszcza w mieście Potwornickich, nie potrwa długo. Po powrocie ze Świątecznych wojaży rodzina zastała swoje miasto zupełnie odmienione, pełne śniegu i od razu jakby przyjaźniejsze. Dla kierowców może ciut mniej. W niedzielę Potwór został zabrany do Babci, gdzie czekał nie niego ostatni prezent od gwiazdki. Gdy go zobaczył to zapomniał o całym bożym świecie, dlatego Tata Potwora zwątpił czy uda się bestii wyperswadować wyjście na pobliską górkę na sanki. Jednak Potwór dał się namówić na przewiezienie pojazdem z płozami od garażu do domu. A kiedy siedział już na twardych deskach udało się wynegocjować, że zajrzymy na górkę. Na trzy zjazdy i wrócimy do domu.
Miejscowa górka była oblężona. Zamknięta w pierścieniu wrażych sił dziecięco-rodzicielskich, które ponawiały szturmy na jej szczyt, by po chwili odpaść od oblodzonych zboczy i zjechać z wrzaskiem na dół. Potworniccy ruszyli do ataku w imię cywilizacji. Na górze Tata Potwora wbił się w tył sanek, usadowił potomka na kolanach i fru, ruszył z górki na pazurki. Połączona masa dwóch osobników spowodowała, że prędkość przelotowa wyciskała łzy z oczu, a pojazd dotoczył się aż do rosnących przy alejce drzew. Potwór był zachwycony. Nastąpił drugi zjazd i trzeci. I Potwór stwierdził, że nie idzie do domu tylko na górkę. Szczególnie zachwycony był, gdy sanki przemknęły przez samopowstałą skocznię i Potworniccy zaliczyli popisową wywrotkę. Tata Potwora w próbach ratowania potomka walnął się w łokieć i cudem tylko nie połamał. A potem bestia chciała jechać sama i wykonała przewrót z turlaniem. Było wiele radości. A po kolejnych zjazdach nadszedł czas na powrót do domu i robienie orzełków na śniegu. Szkoda tylko, że takiej aury nie starczy na długo, bo Tata Potwora chętnie pochodziłby jeszcze trochę na sanki.