Tata Potwora

Blog szalonego taty

Month: Luty 2016 (Page 1 of 2)

Warsztaty Duckie Deck

Na warsztaty organizowane przez Duckie Deck Potworniccy wybierali się trzy tygodnie. Potwór przy różnych okazjach zapoznał się już z atrakcjami organizowanymi przez tę firmę i tym chętniej wyglądał kolejnych. Z bogatego programu imprezy najbardziej interesowały go warsztaty animacji z Player.pl oraz nauka programowania z robotem Photon. Tylko los postanowił, że utrudni wybranie się na tę imprezę. W pierwszy weekend młody zaniemógł żołądkowo. Gdy udało się zarezerwować miejsca na kolejny, to przyszła grypa. Dobrze, że w końcu w trzecim tygodniu udało się dotrzeć na krakowskie Zabłocie, gdzie odbywała się impreza. Potwór od razu rzucił się w wir atrakcji. A tych było co niemiara. Roboty, stanowiska do wirtualnej rzeczywistości, gry na tabletach i budowanie wielkich tras kolejek z bajki Stacyjkowo. W środku kłębił się tłum zafascynowanych dzieci i dorosłych. Tych ostatnich można było podzielić na dwie grupy – znudzonych i równie zainteresowanych, jak ich pociechy. Potworowi bardzo spodobały się rzeczywistości wirtualne, zarówno te tworzone z wykorzystaniem telefonów, jak i Oculusa. A później przyszedł czas na warsztaty.

warsztaty duckie deckNa tworzeniu filmów animowanych metodą poklatkową Potwór przygotował wybitne dzieło nazwane, a jakże “Potworna Katastrofa”. Jak tylko ta wizualizacja szeregu katastrof w wykonaniu bajkowych stworków zostanie udostępniona przez organizatora, to z pewnościa ją tutaj zaprezentujemy. Młody bawił się doskonale, a Tata Potwora, który najpierw chciał poczytać w spokoju książkę sam się zainteresował produkcją. A potem przyszła kolej na programowanie Photonka. Ten rodzimy robocik jest przesłodki. Charakterystyczne oczka i uszka nadają mu poczciwy wygląd, a szereg programowalnych funkcji powoduje, że może być hitem, gdy tylko trafi na rynek. Tata Potwora był pełen podziwu dla prowadzących spotkanie pań, które poradziły sobie z przyciąganiem rozproszonej uwagi młodej publiczności. Photonek bardzo się Potworowi spodobał i bardzo chciałby go mieć. Na razie jeszcze nie ma go na rynku, ale ponoć premiera jest już bliżej niż dalej. Przydałby się program 500+ czy coś…

Wyprawa była bardzo udana. Wrażeń było multum. Potwór był nawet odrobinkę przeładowany, ale wyraźnie zadowolony. Z niecierpliwością wyglądamy już kolejnej imprezy Duckie Deck.

Facebooktwittermail
Facebook

Zwierzogród – Ładne, choć nieco przekombinowane

Zwierzogród to nowy film dla dzieci z wytwórni Disneya. Akcja skupia się na marzeniach i karierze Judy Hops – pierwszego królika policjanta – w tytułowym mieście zamieszkanym przez antropomorficzne zwierzęta. Nasza futrzasta bohaterka jest zdeterminowana, aby zostać najlepszą policjantką. Początek filmu pokazuje, jak hartowała się jej determinacja, a potem ciało podczas morderczych treningów w akademii policyjnej. Jest w tym pierwszym fragmencie jedna dość mocna scena, gdy młodziutka Hops przeciwstawia się lisowi huliganowi. Potwór trochę na niej podskoczył, ale potem było już spokojniej i weselej. Sam Zwierzogród robi piorunujące wrażenie. Złożone z kilku stref klimatycznych miasto, gdzie drapieżniki i roślinożerne żyją w zgodzie jest naprawdę fantastyczne. Nie chcąc zbytnio zdradzać fabuły powiem tylko, że nie wszystko idzie po myśli Hops, ale dzięki determinacji i początkowo trudnej współpracy z pewnym cwanym lisem – Nickiem Bajerem – udaje się jej osiągnąć cel.

zwierzogród

Czy bajka straszy dzieci? W filmie jest kilka scen, które trochę straszą dzieciaki (zdziczałe drapieżniki są… drapieżne. Myślę, że bezpieczną barierą wiekową jest 6 lat wzwyż. Myślę też, że dopiero trochę starsze dzieci zrozumieją fabułę. Ta, co nie jest specjalną wadą, jest dość skomplikowana. Nie przeszkadza to jednak młodszym w dobrej zabawie.

Czy bajka czegoś uczy? Myślę, że główny przekaz dotyczy tego, aby nie poddawać się i śmiało dażyć do celu. Jest to też opowieść o tym, że nie należy osądzać po pierwszym wrażeniu oraz o przyjaźni, która może się pojawić w najbardziej nieoczekiwanym miejscu.

A czy dorośli będą się dobrze bawić? Sądzę, że nawet lepiej niż dzieci. Bajka pełna jest smaczkow, które doceni dopiero starszy widz, obeznany z gatunkiem filmów sensacyjnych i policyjnych. Jest też cudowne odwołanie do Ojca Chrzestnego, przy którym prawie się popłakałem ze śmiechu. Ważne jest jednak to, że nie przesadzono ze spolszczaniem linii dialogowej. Nie ma tu przesadnych dowcipów na siłę, ani humoru kloacznego. Do tego, co jest już wyznacznikiem rodzimych wersji bajek, dubbing jest wspaniały. W żadnym momencie nie jest przesadzony, aktorzy nie dominują nad sobą, ale dobrano ich doskonale. Nie chciałbym wyróżniać żadnego z artystów, którzy użyczali swoich głosów, bo każdy jest po prostu świetny.

Zwierzogród uzyskał aprobatę zarówno Potwora, jak i Taty Potwora. Obaj dobrze się bawili, choć dla młodszego odbiorcy film będzie trochę zbyt przekombinowany w warstwie fabularnej.

PS Potworowi najbardziej podobały się leniwce.

PPS Moim ulubionym bohaterem jest Pazurian Clawhauser – pączuś kochany.

Facebooktwittermail
Facebook

Cierpliwość jest cnotą nieobcą rodzicom

Podobno człowiek jest w stanie znieść bardzo wiele. Wystarczy cierpliwość, aby znieść wszystko. Tata Potwora uważa, że powyższe twierdzenie nie dotyczy rodziców, bo nie wszystko da się znieść. Nie ma takich pokładów wytrwałości i cierpliwości, których nie są w stanie wyczerpać dzieci. Co prawda mądre poradniki twierdzą, że jeśli dziecko robi się nieznośne, to znaczy, że nie są spełniane jakieś jego potrzeby. Należy ponoć wtedy uzbroić się w cierpliwość i wybadać, co jest powodem dyskomfortu. Doświadczenie Taty Potwora uczy, że w większości przypadków takie podejście powoduje dodatkowy wzrost wściekłości potomka, który po prostu ma na przykład ochotę się wykrzyczeć, a nie prowadzić głęboką analizę uczuć. Ponieważ jednak Tata Potwora stara się być dobrym ojcem – zwykle z mizernym skutkiem i spektakularnymi porażkami wychowaczymi – nie poddaje się jednak i włącza tryb cierpliwego słuchacza. Wewnętrznie się gotuje, para trochę ucieka uszami, ale jest twardy jak Bruce Willis biegający boso po tłuczonym szkle w Szklanej Pułapce. A potem problem nagle rozwiązuje się sam, bo Potwór stwierdza, że w sumie to nie wie, co go ugryzło, ale jest już dobrze. A Tata Potwora siedzi wtedy z głupią miną i tylko delikatnie puszcza opary przez półotwartą paszczę.

Cierpliwość - kwiat lotosu i te sprawy
Takie duszenie w sobie negatywnych emocji, to coś co Tata Potwora opanował do perfekcji, gdy wykonywał jeszcze piękny, choć trudny zawód pilota wycieczek. Wiadomo, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy flaszki i sześć poglądów na każdą kwestię. A gdy tych Polaków jest 52, to sytuacja przypomina balet na polu minowym podczas wiosennych roztopów. Tłumione przez lata nerwy, agresja i ogólna chęć mordu zaorały psychikę Taty Potwora głębokim pługiem. Przez kilka lat udało mu się odbudować jako tako równowagę psychiczną, choć bywają chwile, gdy znów ma ochotę eksplodować. Dlatego zdecydowanie woli, gdy Potwór wyładowuje swoją złość przez tupanie, skakanie, tłuczenie w poduszki czy nawet wrzask. Lepsze to niż takie powolne gotowanie w sobie całego zła. Tata Potwora uważa, że ucząc potomka sposobów wentylacji gniewu, których sam nigdy nie opanował, ma szansę ukształtować stabilną osobowość, odporną na durne stresy. Skoro można je wyładować, to trzeba to zrobić i potem zapomnieć. Jak na razie to działa. Teraz Tata Potwora musi znaleźć jakiś sposób na rozłowadowanie własnych wewnętrznych gniewów. Może zapisze się na boks, albo inne tłuczenie kijem po czymś twardym. Przecież nie wypada, aby dorosły facet (według metryki, a nie zachowania) wrzeszczał nagle, albo zaczynał tłuc poduszki. A może właśnie powinien?

Facebooktwittermail
Facebook

Grypa szaleje w Naprawie… albo w Krakowie

Tata Potwora musi się do czegoś przyznać. Nigdy w życiu nie przeczytał nic Jalu Kurka, od którego zapożyczył część tytułu dzisiejszego wpisu. Wie o istnieniu tej międzywojennej powieści tylko stąd, że latami jeździł trasą Kraków – Zakopane właśnie przez wieś Naprawa, w której to miała szaleć tytułowa grypa. A choróbsko to ostatnio rozpanoszyło się w Krakowie i dopadało kolejne osoby w otoczeniu Taty Potwora. W szkole młodego stan klasy obniżył się z 24 do marnych 10. Tata Potwora widocznie nie był udoporniony na grypę i padł ofiarą jej podstępnych macek (czy co tam akurat posiadają wirusy). Najpierw złapały go dreszcze, potem gorączka, a potem to już ledwo trzymał się na nogach. Padł i został na L4 w domu. Dzień później padł też Potwór. Po szkole położył się do łóżka, po czym zasnął na bite 17 godzin. Wstał rześki i radosny o 4 rano i rozpoczął upominanie się o towarzystwo w zabawach. Ponieważ Rodzice Potwora już dawno zapomnieli jak to jest wstawać o tak nieludzkiej porze, mieli z żądaniami potomka niejaki problem. Rozgorączkowany, ledwo zipiący Tata Potwora wynegocjował drzemkę do 7 rano. Od tej godziny dzielnie zabawiał Potwora, choć czuł się jak przepuszczony przez walec. Tymczasem Potwór bawił się świetnie aż do późnego popołudnia, gdy grypa uderzyła z pełną siłą.

grypa
Kolejne noce Potwór spędził śpiąc, jak za dawnych lat, między rodzicami. Oboje zmieniali mu zimne kompresy, bo lekarstwa zbijające gorączkę nie bardzo chciały działać. Podbnie było w ciągu dnia. W rezultacie Tata Potwora, który ledwo dyszał od własnej choroby, dyszał jeszcze mniej. Było wiele radości. Stali czytelnicy bloga pewnie pamiętają, że Potwór w czasie choroby robi się mocno marudny. Zwykle jest marudny w ograniczonym stopniu, więc kontrast da się szybko zauważyć. Tak było i jest i tym razem. Ponieważ przez chorobę nie mógł pojechać na zajęcia z programowania robota i z robienia filmów animowanych czuł się, całkiem słusznie, poszkodowany. Na szczęście Mama Potwora znalazła remedium na marudzenie. Wyszperała w Internecie dodatek do ulubionej gry planszowej Ticket to Ride. Ku radości wszystkich domowników przybył on już następnego dnia. Długie godziny z grą zdecydowanie dodały Potworowi animuszu. Jednak czuć wyraźnie, że w domu zaczyna się nudzić i tylko czeka na powrót do szkoły. Ten nastąpi jednak dopiero w przyszłym tygodniu, bo Pani Doktor zaleciła odbudowę odporności. Będzie wiele radości. A grypa? Może i dalej szaleje w Naprawie, bo u Potwornickich już nie.

Facebooktwittermail
Facebook

Powroty z pracy do domu

Odkąd Potwór jest na świecie Tata Potwora zaobserwował ewolucję powrotów z pracy do domu. Początkowo była to euforia, związana najprawdopodobniej z atakiem podstępnych bestii zwanych endorfinami. W domu czekał syn, wyczekany, ukochany, najpiękniejszy, najmądrzejszy (to nic, że miał np. miesiąc i jedyne co mu dobrze wychodziło to osikiwanie ojca) i co tam jeszcze “naj” sobie dodacie. Z czasem endorfiny poszły na wygnanie i zastąpiła je ponura codzienność myśli o konsystencji zawartości pieluchy i liczbie tychże do zmiany w ciągu nocy. Kolega Tata Potwora policzył kiedyś, że zmienił ich w sumie trochę ponad 4000. Węch stracił już koło 40. Jak każdy w miarę normalny człowiek. Potwór nie był kłopotliwym dzieckiem, ale te codzienne czynności potrafiły doprowadzić do szału. Potem było znów lepiej. Bestia stała się komunikatywna, zaczęła chodzić i przytulać i generalnie było super. A potem zaczęła marudzić i było już mniej super. A potem się Tata Potwora przyzwyczaił chyba do marudzenia, albo zaczął zwracać na to mniejszą uwagę.

z pracy do domu

W którymś momencie Tacie Potwora przeskoczył jakiś pstryczek w mózgu i uświadomił sobie, że czas mija. W którymś momencie Potwór nie będzie już chciał się przytulać, oczekiwać, że Tata poświęci mu czas. W rezultacie zaczął cenić te wszystkie drobne chwile spędzane z dzieckiem – wspólne wypady, granie itp. Oczywiście czasami po pracy człowiek jest zmęczony i nie ma na nic siły, ale są takie dni, gdy wraca się z pracy do domu jak na skrzydłach. Zwłaszcza, gdy Mama Potwora wlepi na komunikatorze taki dialog:

– Oooo jak fajnie, tata wraca za godzine i 40 minut!

– A czemu sie tak nie mozesz doczekac?

– No bo go kocham.

Facebooktwittermail
Facebook

Page 1 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén