Tata Potwora

Blog szalonego taty

Month: Sierpień 2016 (Page 1 of 2)

Komary, komary, tutaj są ich chmary

Ponieważ tego roku w Krakowie nie wystąpiło zjawisko, zwane w niektórych kręgach zimą, dlatego na osiedlu wyroiły się komary. Znaczy, żeby nie było wątpliwości, zima była. Całe trzy dni. Potem przyszło trwające aż do lipca przedwiośnie. Było mokro i ciepławo. Idealne warunki lęgowe dla komarów. Dodatkowo możliwości rozrodcze tych sympatycznych owadów wsparły wody gruntowe pod placem zabaw – pozostałość po źródłach zasypanego potoczku. Nic zatem dziwnego, że pod koniec sierpnia powietrze nad bawialniami zaczęło roić się od lgnących do ludzi zwierzątek. Równie spragnione przytulania okazały się kleszcze, które rozpoczęły migrację z łąk i pól na place zabaw. W końcu tutaj najłatwiej o dawcę smacznej krwi i tym samym zapewnienie przetrwania. Pierwszymi ofiarami padły psy i koty, a potem również dzieci, które przecież uwielbiają turlać się w wysokiej trawie na pobliskiej górce. Przegląd bąbli stał się obowiązkowym wieczornym zajęciem Taty Potwora, a pobliskie apteki przeżyły prawdziwe oblężenie rodziców poszukujących odstraszaczy.

Komary atakują
Niestety odstraszacze raczej nie działają. Tata Potwora ma wrażenie, że mają nawet odwrotny skutek. Przynajmniej jeśli w pobliżu kręci się Potwór, którego komary wprost ubóstwiają. W kolejności gryzienia jest potem Tata, a na końcu Mama Potwora. Fajnie jest, jak przyjdzie Tata Kolegi Potwora, bo jego owady kochają najbardziej i ignorują resztę towarzystwa. Niestety przychodzi dość rzadko, więc trzeba się jakoś bronić. Potwór lata w czapce nawet po zachodzie słońca i z długim rękawem nawet przy 30 stopniach w cieniu. W efekcie jest pogryziony trochę mniej na rekach (20 bąbli zamiast 45) oraz bardziej na twarzy i szyi (32 bąble zamiast 15). Są takie chwile, gdy chmary owadów obsiadają każdy dostępny kawałek przestrzeni. To prawdziwa plaga, na którą jedynym sposobem jest porządna zima. Ale na takie raczej nie mamy co liczyć przy ocieplaniu się klimatu. Potwora komary drażnią, ale nie przeszkadzają mu specjalnie w zabawie. Jeżeli tylko nasmarować go potem środkiem na swędzenie, to wydaje się nie być niezadowolony. Z kolei Tata Potwora cierpi katusze i myśli nad sposobami eksterminacji tej paskudnej zwierzyny. Jednak ojcostwo wymaga poświęceń. Znacie jakieś skuteczne metody?

Facebooktwittermail
Facebook

Wszystko się zmienia

Czas pędzi jak szalony. Co chwilę wszystko się zmienia i to co było pewne jeszcze wczoraj, dziś wydaje się zamierzchłą przeszłością, za którą rzuca się tęskne spojrzenia. Życie Taty Potwora też pędzi jak szalone i nie zostawia chwili na oddech. Większość tego pędu przypada oczywiście na Potwora, który odkrywa świat, rośnie, zmienia się i zaskakuje ciągle rodziców. Jednak nawet młodzian zaczyna dostrzegać, że pewne rzeczy nie są stałe. Zmiany zachodzą również w otoczeniu i czasami trudno za nimi nadążyć. Orientuje się też, że wie coraz więcej, aktywnie szuka nowych rozrywek i informacji, próbuje też uświadamiać sobie, jak pewne rzeczy są umiejscowione względem siebie w czasie.

Wszystko się zmienia

Generalnie czas to dla dzieci pełna abstrakcja. Wiedzą, że dziadkowie są starsi, ale nie bardzo potrafią umiejscowić ich w odniesieniu do pewnych wydarzeń. Równie dobrze mogli żyć razem z dinozaurami, walczyć pod Grunwaldem, jak i brać udział w II wojnie światowej. Zanim do głów młodych ludzi wtłoczy się cały bagaż historii, nie będą potrafić sprawnie umiejscowić niektórych wydarzeń. Zresztą nawet dla nas czasy dalsze niż powiedzmy 100 lat to często abstrakcja.

Tymczasem Potwór odnotowuje zmiany i nie jest nimi zachwycony. Ostatnio na lokalnym placu zabaw ze zdumieniem odkrył brak drabinek na statku pirackim. Zdegustowany i wyraźnie rozzłoszczony podszedł do Taty Potwora i stwierdził z wyrzutem:

– Wszystko się zmienia. Tu nie ma drabinek, a u Laury są huśtawki.

Facebooktwittermail
Facebook

Na podbój Beskidu Makowskiego

Po sukcesie wyprawy do Ogrodzieńca, zdecydowano, że warto zabrać Potwora z kolegą na wyprawę niskogórską. W założeniu rodziców obu bestii, miały się one nakręcać wzajemnie do wysiłku i maszerowania po szlakach Beskidu Makowskiego. Plan zakładał start w schronisku w Kudłaczach, przejście na Lubomir, a potem powrót pętlą przez Porębę. Biorąc pod uwagę fakt, że Potwór wlazł na Kasprowy, wydawało się to niewielkim wysiłkiem. Jak zawsze, życie (oraz dzieci) zweryfikowały zapędy rodzicielskie.

Widoki z Beskidu Makowskiego

 

Przede wszystkim zmianie musiał ulec pierwszy odcinek trasy, gdy okazało się, że czerwonym szlakiem z Kudłaczy pędzi stado wściekłych rowerzystów. Dlatego nastąpiła szybka ucieczka na szlak czarny, który co prawda prowadzi do tego samego punktu, ale ma trochę ostrzejsze podejście. I tu zaczęły się schody. Młodzież zamiast nakręcać się do marszu, zaczęła nakręcać się do marudzenia, postojów i jęczenia, że nogi bolą, padają na twarz i w zasadzie to już zgon, kaplica i mogiła. Odrobiną motywacji była ucieczka jucznych wołów (w tej roli rodzice) z zaopatrzeniem. W końcu drużyna dotarła na szczyt Łysiny, gdzie nastąpił piknik. Wtedy też minął drużynę znajomy rodzic, biorący udział w wyścigu.

Wyprawa po szczytach Beskidu Makowskiego

Po popasie ekipa poczłapała szczytami na Lubomir, gdzie wedle mapy miało znajdować się obserwatorium astronomiczne. Ku radości rodziców oraz częściowemu znudzeniu młodzieży, można było je zwiedzać. Obejrzano zatem piękną prezentację tematyczną, stary teleskop, a także popatrzono sobie przez inne urządzenie na słońce. Później nastąpiło szukanie geoskrytki, mała awantura o to, kto ma zabrać zostawiony tam prezent (w rezultacie pozostał, bo trudno go było przepołowić), a następnie kolejny popas. Wędrówka powrotna pełna była jęków Potwora, że boli go głowa. Kolega wtórował mówiąc o bólu nóg. Jakim cudem ekipa dotarła do Łysiny, gdzie Tata Potwora odnalazł drugą geoskrytkę, tego nie wie nikt. Zejście do Kudłaczy też było pełne marudzenia, tonowanego przez popasy w krzakach jeżyn.

Jakimś cudem, Potwory, które nie miały siły iść, nabrały wigoru i szalały na placu zabaw. Potem była batalia obiadowa i zejście do samochodu. Niestety z kąpieli w rzece nic nie wyszło, bo słońce schowało się już za wzgórzami, a i dogodnego miejsca nie udało się łatwo zlokalizować. Potem jeszcze tylko plac zabaw w Myślenicach, porcja frytek i… Potwór padł w aucie i zachrapał. Kolega okazał się bardziej wytrzymały.

Po powrocie Tata Potwora dowiedział się, że góry sa niefajne, podobnie jak wspinaczka i spacery po lesie. Fajna jest czekolada, plac zabaw i jeżyny. Następną wyprawę rodzice odbędą chyba sami. Tylko komu podrzucić Potwora?

Facebooktwittermail
Facebook

Zawrót głowy w Ogrodzieńcu

W ramach zapewniania Potworowi wakacyjnych atrakcji przygotowana została wyprawa do Ogrodzieńca i okolic. Na tę wycieczkę męska część rodziny Potwornickich wybrała się z rodziną kolegi Potwora. Droga wiodła do Ogrodzieńca, a w zasadzie Podzamcza, gdzie obok ruin pięknego zamku znajduje się szereg atrakcji dla młodzieży. Przede wszystkim jest tam park doświadczeń, przypominający ten w Krakowie. Na nim chłopaki spędzili całkiem dużo czasu, sprawdzając poszczególne eksperymenty i korzystając z możliwości zakręcenia się na żyroskopie. Tata Potwora akurat tej atrakcji nie zaliczył, ale wybrał się na symulator dachowania samochodem, co było całkiem fajnym przeżyciem. Po eksperymentach, młodzież popędziła na plac zabaw z dmuchańcem i karuzelą. W tej ostatniej nie mogli się do końca porozumieć, gdzie chcą siedzieć, więc w rezultacie każdy wylądował gdzie indziej. Jednak najwięcej radości sprawiła chłopakom jazda na wózkach w rynnie. Niestety nie mogą jeszcze jeździć sami, więc byli skazani na podróż z rodzicami. Później, w oparach mżawki, drużyna zwiedzała park miniatur, gdzie w Smoczej Jamie na Wawelu zalągł się jakiś dinozaur czy coś innego. Na deser został pałac strachów, który dzieci nie przestraszył, a rodziców mocno rozśmieszył, ale wszystkim się podobał. Dodatkowe wrażenia z tego miejsca opisane są na blogu Poligon.

Wyprawa do Ogrodzieńca
Po zwiedzaniu, przyszedł czas na posiłek. Niedaleko znajduje się patronacka restauracja Browaru na Jurze, który Tata Potwora bardzo sobie ceni. Obiad był doskonały, danie dla dzieci Potwór pochłonął prawie w całości, a do tego niedrogi. Na wieczornego grilla Tata Potwora zakupił kilka dobrych piw, w bardzo dobrych cenach. W drodze do Krakowa drużyna zahaczyła jeszcze o zamek w Smoleniu. Oddany dla turystów jesienią zeszłego roku, robi wrażenie. Do tego ekipie sprzyjało szczęście, bo obecny na miejscu przewodnik, zrobił pełnowymiarowe oprowadzanie po odrestaurowanych włościach. Młodzież szalała lub kryła się przed pszczołami, a dorośli korzystali z bogatej wiedzy pasjonata. Pogoda też się poprawiła i widoki na okolicę z zamkowej wieży zachwycały. Powrót do domu upłynął przyjemnie. Młodzież wariowała, rodzice, poza kierowcą, trochę przysypiali. Było naprawdę fantastycznie. Najważniejsze jest jednak to, że wszyscy byli zadowoleni. Może czeka nas jeszcze jakaś wspólna wyprawa, kto wie.

Facebooktwittermail
Facebook

Szczytowy atak na Kasprowy Wierch

Tata Potwora uwielbia góry. A, że do Tatr ma wyjątkowo niedaleko, to co jakiś czas pakuje się w samochód i rusza na szlak. Stara się też zaszczepić miłość do górskich wędrówek u Potwora. Nie jest to zadanie łatwe, bo choć młodzian lubi wypady z rodzicem, to jednak szybko męczy go monotonia wędrówki i włącza tryb marudy. Najlepszym sposobem na zniwelowanie tego stanu jest zapodanie zewnętrznego bodźca. Może nim być motywator w postaci czekolady po zdobyciu szczytu, ciasteczko w połowie drogi czy też coś mniej przyziemnego – obietnica ładnego widoku czy śniegu. Doskonale do wspinaczki skłania też rówieśnik lub rówieśniczka. Dzieci nakręcają się wtedy same i gadając o wszystkim nie zauważają trudów drogi. Trochę gorszym, ale ciągle dobrym rozwiązaniem, jest “zewnętrzny” dorosły – wujek, ciocia, dziadek czy kto tam jeszcze, kto zajmie Potwora rozmową i zachęci do wędrówki. To rzeczywiście działa. Tym razem na wyprawę w góry wybrał się z Potwornickimi wujek naukowiec, z którym Potwór dzielił się swoimi pomysłami na gry tabletowe.

Wyprawa na Kasprowy Wierch

Tata Potwora postanowił sprawdzić czy Potwór da radę wyjść na grań Tatr. Wybrał zatem uważany za najłatwiejszy szlak na Kasprowy Wierch. Trzy godziny marszu, w zestawie z marudzącym Potworem zamieniły się w prawie 4. Głównie ze względu na częste postoje. To ciekawe, że na placu zabaw młody może ganiać non-stop przez kilka godzin i nie odczuwać zmęczenia, a na szlaku pierwszy postój planuje już po 10 minutach. Jednak mimo sapania i pufania, wdrapał się na szczyt i był z siebie bardzo dumny. Trudno mu się zresztą dziwić. Po zjedzeniu czekolady, drużyna ruszyła dalej, aby zdobyć Beskid, pierwszy szczyt powyżej 2000 metrów, na który wszedł Potwór. Co ciekawe, na widok Świnicy i niewinne pytanie czy nie wybrałby się tam, bestia stanowczo zaprotestowała. Oczywiście Tata Potwora ma jeszcze jakieś resztki rozumu w głowie i nie zabrałby na ten szczyt potomka. Zejście przez Liliowe do Murowańca, ukoronowane było kolejną litanią marudzenia, że czemu ten szlak idzie w dół. W górę źle, w dół źle, ma być po płaskim. W Murowańcu tłum ludzi zniechęcił do czekania na posiłek i drużyna skorzystała z zapasów, po czym ruszyła do Kuźnic. Zmordowani ośmiogodzinnym marszem zasiedli przy obiedzie, po czym zjechali na parking, gdzie czekał samochód.
Tata Potwora był przekonany, że młody padnie w drodze do Krakowa, ale przez całą drogę gadał, wspominał i słuchał muzyki. Padł za to wycieńczony wujek. Na pytanie, co najbardziej podobało się Potworowi w górach padła, w sumie oczekiwana, odpowiedź: “Czekolada”.

Facebooktwittermail
Facebook

Page 1 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén