Tata Potwora wybrał się pewnego piątku odwiedzić kolegę z pracy. Wybitnie rozrywkowej formie spotkania towarzyszyły głębokie rozmowy o wadach i zaletach życia. W mieszkaniu kolegi panował radosny kawalerski nieład, na który Tata Potwora nie może sobie pozwolić. W salonie pyszniła się nowa konsola do gier, podpięta do wzmacniacza 7.1 i zacnych głośników. Tata Potwora westchnął sobie delikatnie, wspominając jak w pogoni za kotem Potwór zrzucił domowe głośniczki satelitarne na podłogę. Kolega właśnie nabył kilka nowych gier, a Tata Potwora znów westchnął myśląc, kiedy ostatnio kupił jakąś nowość. Pomijając fakt, że go na to zwyczajnie nie stać, to jeszcze nie znalazłby czasu na granie. I wieczór sobie płynął powoli i radośnie. W środku nocy Tata Potwora wrócił do domu i padł spać. A potem przyszedł kolejny dzień.
Dzień zaczął się o 6:25 od tradycyjnego “Tata wstawaj!”. Potem było już z górki. Śniadanie z wybrzydzaniem. Zabawa z marudzeniem. Sprzątanie z płaczem. Zakupy z jęczeniem. Jazda autem ze śpiewem. Wizyta u babci z łamaniem limitu słodyczy. Gotowanie z zaczepianiem. Ponownie jedzenie z wybrzydzaniem i odrobiną lamentowania. Bajkowanie z kapryszeniem. Mycie z chlapaniem. Usypianie z czytaniem i rozrabianiem. I nagle była 21:15. I zadzwonił kolega zapytać, jak tam minął dzień. Tata Potwora odparł, że jak zwykle, a jak Twój? I tu kolega opowiedział, jak trochę zaspał, bo wstał o 11:30. Na śniadanie zjadł resztki pizzy z wczoraj. Potem pojechał kupić sobie jeszcze jedną nową grę. Pograł. Zamówił obiad na wynos. Pograł. Wypił dobre piwo. Nie posprzątał jeszcze po spotkaniu, bo i po co. I nagle była 21:15 i postanowił zapytać co u Taty Potwora. A potem się pożalił, że mu źle bez żony i dziecka. Tata Potwora nie wiedział czy śmiać się czy płakać.