Miało być przed Nowym Rokiem, a wyszło jak zawsze i jest po. Są rzeczy, których po prostu nie da się przewidzieć i dezorganizują skutecznie wszelkie plany. Są też rzeczy, które są przewidywalne aż do bólu. Jedną z nich jest wojna. Aż by się chciało zacytować pewną grę postapokaliptyczną, ale nie będziemy tu uprawiać krypto (nomen omen) reklamy*. Powiedzmy sobie szczerze, że wojna i jej wszelkie pochodne są ulubionym tematem zabaw kolejnych pokoleń dzieciaków. Płeć nie ma tu specjalnego znaczenia, choć oczywiście na zgubny urok broni najmniej odporni są chłopcy. Za czasów młodości Taty Potwora na topie byli “Czterej Pancerni i Pies”. Każdy śmietnik w okolicy nazywał się Rudy, a każdy pies, bez względu na rasę i rozmiar, był Szarikiem. Biegało się z karabinem zrobionym z paru badyli, wrzeszczało ratatatatatata, a funkcję granatów pełniły byle jakie PRL-owskie klocki lub co gorsza kamienie. Trup ścielał się gęsto, często już na etapie ustalania, kto jest którym bohaterem tej najważniejszej sagi. Tylko nieliczni posiadali plastikowe, wydające upiorne dźwięki karabiny lub pistolety na kapiszony. Jak ktoś miał korkowca, to był normalnie królem podwórka. Dzięki filmowi utarło się, że wojna to wesoła przygoda, gdzie morduje się Niemców. Co prawda Pradziadek Potwora, który przeszedł od Oki po Wisłę, twierdził, że nie jest tak fajnie. Na dowód pokazywał blizny po niemieckich kulach i twierdził, że on się dość w życiu nawojował za całą rodzinę z przyległościami. Wydawać by się mogło, że pokolenie Potwora, który nie widział ani pół odcinka “Pancernych”, będzie odporne na uroki wojny. Akurat.

wojna

Potwór uwielbia wszelkie karabiny, pistolety i walki. Między innymi dlatego Tata Potwora nie pozwala mu na razie oglądać słynnej gwiezdnej sagi. Na nic jednak jego i Mamy Potwora wysiłki. Potomek doskonale wie do czego służą wszelkie narządzia wojenne i z uporem godnym lepszej sprawy bawi się w wojnę. Funkcję zakazanej w domu broni palnej pełnią kije, palce czy kredki. Cóż z tego, że w domu nie ma zabawkowych pistoletów, jak może nimi być cokolwiek. Tata Potwora próbował kiedyś dociec, skąd biorą się te wojenne zamiłowania. Wychodzi na to, że jakby się rodzic nie starał, zabawkowa broń trafi do dzieci. Kiedyś przynajmniej słynne duńskie klocki były od niej wolne, ale zestawy pirackie i związane z gwiezdną sagą dokonały zmiany idealisytcznych założeń. Inne popularne zabawki nie kryją się nawet z militarnymi skłonnościami, a sklepy dla młodych pełne są pistoletów, żołnierzyków, czołgów, helikopterów, myśliwców i innych przedmiotów służących do krzywdzenia bliźnich. Tata Potwora uważa, że potomek mógłby posiadać np. pistolet na piankowe strzałki, ale napotyka tutaj zdecydowany opór Mamy Potwora. Ustalili zatem razem, że młody otrzyma takową zabawkę lub pozwolenie na jej zakup, o ile uda mu się udowodnić, że potrafi się nimi racjonalnie bawić. Na razie idzie mu słabo. U najlepszego przyjaciela dorwał właśnie taką broń i wycelował w Mamę, po czym pociągnął (podobno przypadkiem) za spust. Punktów na tym nie zarobił, oj nie. Często za to bawi się w wojnę klockami. Ostatnio Tata Potwora usłyszał następujący monolog:

– Uwaga! Następuje rozpętanie wojny światowej. – tu ludziki walczą ze sobą. Jeden pada na twarz. – Zły pokonany hurra! Uwaga uwaga! wojna zostaje odwołana.

I już. Szybko i sprawnie.

*Będziemy ją uprawiać jawnie i z pełną premedytacją, jak nam za nią zapłacą. Może być w klockach, wiadomo jakiej marki 😉

Facebooktwittermail
Facebook