Opowieści z wypadu Potwornickich ciąg dalszy. Pod opisanym poprzednio drewnianym domkiem znajduje się też piaskownica, którą dzieci oczywiście uwielbiają. Dużo zabawy dostarczyła już sama folia, którą dół z piaskiem został przykryty. Powiewająca jak płaszcza Batmana wisiała na płocie (celem wyschnięcia) i budziła zachwyt dzieciarni. A piaskownica, to już oczywiście wyższa szkoła jazdy. Zwłaszcza, gdy dookoła pełno jest trawy, a w bezpośredniej bliskości wylot węża ogrodowego. Niestety, źli tatusiowie nie pozwolili zamienić piaskownicy w basen pływacki. Umiarkowany entuzjazm wzbudziło też wynoszenie piasku do ogrodu. Nie da się bawić z tymi rodzicami.

@Ania Sadurska-Czochra

@Ania Sadurska-Czochra

Mimo oficjalnych zakazów Potwór i spółka zaczęli znosić do piaskownicy trawę, suche badyle, kamienie i inne dobroci znalezione w ogrodzie. Donieśli też spore ilości wody w konewkach. Nastepnie w wiaderkach rozpoczęli produkcję bliżej niesprecyzowanej substancji, nazywanej roboczo zupą. Ta została przełożona do foremek i przyniesiona na stół, aby wszyscy dorośli mogli jej spróbować. Na pytanie Taty Potwora “co to jest?”, Potwór odparł beztrosko:

– Zrobiliśmy taką masę, która wygląda jak kupa z roślinami.

Wszyscy udali, że spróbowali, powiedzieli, że jest pyszne i kazali iść sie bawić dalej. Później, gdy Tata Potwora udał się na krótką drzemkę nastąpiło apogeum. Błogi sen, o pustej, bezdzietnej, bieszczadzkiej połoninie został przerwany przez radosny okrzyk gospodyni:

– Wstawaj! Musisz spróbować masy, która wygląda jak kupa!

Tata Potwora musiał mieć wyjątkowo głupią minę, bo gospodarz dodał pospiesznie:

– Nie, to już nie jest sen.

Facebooktwittermail
Facebook