Widzę, że edukacja domowa budzi wiele emocji. Z waszych komentarzy przebija się najczęściej jedna wątpliwość. Chodzi tu o słynną i podnoszoną przy każdej dyskusji o ED socjalizację. Zanim przejdę do omówienia, jak wygląda to z perspektywy młodego, pozwolę sobie rzucić trochę tłem historycznym i przemyśleniami dotyczącymi mnie samego.

Edukacja domowa może się odbywać na placu zabaw

Z kolegami ze szkoły podstawowej nie łączy mnie praktycznie nic. Tylko z jednym utrzymuję kontakt, a i tak ostatni raz na żywo widzieliśmy się dziewięć lat temu! Serio, serio. W przypadku szkoły średniej jest ciut lepie, bo część tych osób mam na Facebooku. I to w zasadzie najczęstsza forma kontaktu z nimi.

Dużo silniejsze relacje zbudowałem z ludźmi, z którymi łączyło mnie hobby czy zainteresowania. Psychologowie dowodzą zresztą, że to właśnie tak rodzą się najważniejsze znajomości, które mogą przetrwać lata. Z moich znajomych z czasów młodości praktycznie nikt nie interesował się fantastyką, a później RPG. Wśród osób, z którymi spotykam się na gruncie prywatnym, dominują właśnie tacy, plus rodzice innych dzieci, plus przyjaciel, z którym dzielimy pasję piwną.

Dlatego uważam, że niepotrzebnie budowany jest mit potrzeby socjalizacji na poziomie szkoły. Praktycznie nigdy więcej w swoim życiu nie spotkasz się z ludźmi z jednego rocznika, bo w pracy zetkniesz się z różnorodnymi ludźmi. Do tego, w dzisiejszych czasach, będziesz pracować raczej z ludźmi o podobnych zainteresowaniach (wiem, że nie każdy i czynię tu mocne uogólnienie). Wynika to z coraz większej specjalizacji zawodowej i łączeniu pracy z pasją. W moim przypadku się to świetnie sprawdza i mam nadzieję, że w życiu młodego też.

Po tym przydługim wstępie, przechodzimy do samego młodego. Był w o tyle komfortowej sytuacji, że edukacja domowa rozpoczęła się dla niego po dwóch latach spędzonych w podstawówce. Molochu, pełnym różnorodnych dzieciaków, z których większość nie interesowała się rzeczami innymi od piłki. A młody interesuje się wszystkim, tylko akurat nie sportem. Zawsze jednak stał gdzieś pośrodku, nie będąc odludkiem, ale trzymając się z dwoma najlepszymi kumplami i lejąc w nos trzeciego. Z tą dwójką kontakt trzyma do dziś, spotykają się po ich szkolnych zajęciach, odwiedzają się, bawią na placu zabaw.

Młody ma też świetny kontakt z częścią koleżeństwa z dawnego przedszkola. Oni bywają u nas, on bywa u nich, bawią się na placu. Gdy pojawiła się edukacja domowa, zaczęliśmy obserwować interakcje młodego z otoczeniem. Okazuje się, że nie ma żadnych problemów, aby odnaleźć się w nowej grupie. Na spotkaniu ED, ku naszemu zdziwieniu, przejął inicjatywę i zagonił wszystkie dzieciaki do zabawy w chowanego. Na zajęciach wspinaczkowych, po początkowym okresie nieśmiałości, świetnie dogaduje się z kolegami i koleżankami. Podobnie jest w każdej sytuacji, gdy wpada w nową grupę dzieciaków – czy to na urodzinach, wyjazdach, placach zabaw itp. Nie ma problemu z nawiązywaniem kontaktów z nowymi osobami, ale wiadomo, że najlepsza zabawa jest ze sprawdzonym towarzystwem.

Zaobserwowaliśmy jeszcze jedno ciekawe zjawisko. Gdy młodego zabrakło w szkole, jego dwóch najlepszych kumpli wpadło w pole oddziaływania trzeciej osoby (tej, którą młody lał w nos). Następują tam rozłamy i bunty. Dość powiedzieć, że chwilowo nie można zaprosić obu kumpli na raz, bo mogłoby dojść do scysji. Gdy jeden lub drugi kolega opowiada o szkolnych przepychankach, nasz młody stara się pozostać dyplomatą. Podsłuchujemy czasem z żoną, jak zręcznie manewruje, aby nie urazić, ani jednego, ani drugiego. Dość dawno wykształcił sobie podejście, że nie każdy musi interesować się tym samym, ale trzeba to uszanować. To są chwile, gdy jego dojrzałość rozkłada nas na łopatki.

Młody dobrze odczytuje ludzi. Jeżeli ktoś jest fałszywy, robi mu krzywdę czy nie pasuje do światopoglądu, to zostaje odstawiony na bok. Ale też delikatnie i z taktem. Odnoszę wrażenie, że młody znajdzie swoją grupę w zupełnie innym miejscu niż szkoła. I tam też pewnie zbuduje relacje miłosne. Obserwowałem go niedawno podczas spotkania z trójką dziewczyn, z których dwie widział pierwszy raz w życiu. Po trzech minutach bawili się wszyscy razem, a jedna z nich wyraźnie zagięła na niego parol. Pewnie znów spotkają się w wakacje. Nie mogę się tego doczekać.

Mam nadzieję, że odpowiedziałem choć częściowo na wasze wątpliwości. Pozostaję przy stanowisku, że edukacja domowa nie jest dla każdego. W naszym przypadku sprawdza się jak na razie świetnie. Młody doświadczył zwykłej szkoły i jej nie pokochał. Teraz sprawdza inny model kształcenia. Co będzie dalej? Zobaczymy.

Odnośnie autorytetów wypowiem się kolejnym razem. Może uda mi się też dojść do opowieści o biurokracji.

Facebooktwittermail
Facebook