Tata Potwora

Blog szalonego taty

Tag: góry (Page 1 of 2)

Gorce – rodzicielska droga przez mękę

Tata Potwora zabrał potomka w Gorce. Zrobił to tylko dlatego, że dziecię oficjalnie i przy świadkach stwierdziło, że chce znów jechać w góry. Po poprzednich doświadczeniach rodziciel upewniał się wielokrotnie czy potomek wie co czyni i czy aby na pewno chce udać się na taki wypad. Gorce niby niższa od Tatr, ale nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Pogoda miała być piękna, a chęć udziału w wyjeździe zadeklarował przyjaciel Taty Potwora, którego młody bardzo lubi. Wszystko wskazywało zatem na to, że będzie to wyprawa udana. Można było przypuszczać, że nie będzie tak pięknie.

Gorce

Początek był wielce obiecujący. Potwór nawet w miarę sprawnie zebrał się na wyjazd i pokopyrtał do samochodu. Wujek czekał jedynie 10 minut. W drodze też było fajnie, bo graliśmy w Car Cards od Trefla, co okazało się zabawą wysoce zajmującą. A potem już nie było tak różowo. Sto metrów od rozpoczęcia szlaku Potwór zarządził pierwszy postój. Następny 99 metrów dalej. Kolejny 98. A potem znalazł większy od siebie kij, wyglądający jak kostur Gandalfa i kazał go taszczyć ze sobą. A potem był kolejny postój i jeszcze jeden, a dalej przerwa na kanapkę. Tym sposobem droga na Turbacz, która powinna zająć 2 godziny, trwała około 3. Potem było fajnie, bo były frytki w schronisku.

Lekkie podejście na szczyt Turbacza było już męczące, a potem droga dół dłużyła się i dłużyła. Dobrze, że było błoto i “droga potworowa”, czyli ścieżki idące obok głównego szlaku. Ale i to się znudziło, a schodzić trzeba było szybciej, bo nieuchronnie nadciągał zmrok. Potwór robił przerwy. Wisiał na ręce Taty Potwora. Lamentował. Kładł się na ziemi. A w końcu dostał kolki i Tata Potwora musiał go nieść na barana. Do dziś go wszystko boli.

W końcu drużyna zeszła do Koninków. Tam Potwór i Wujek zostali przy sklepie spożywczym, a Tata Potwora poszedł po samochód. W drodze powrotnej Potwór stwierdził, że góry są głupie, bo się trzeba męczyć. Na pytanie czy za tydzień pojedzie w Pieniny, wrzasnął tylko rozdzierająco “NIE!”. Może i dobrze, bo kolejnej takiej marudzącej wyprawy Tata Potwora mógłby nie przeżyć.

Facebooktwittermail
Facebook

Zaklinacz deszczu

Potwór dalej na urlopie. Dlatego Tata Potwora kończy porządki w domu i korzysta z chwil wolności. W ramach tejże postanowił wybrać się ze znajomymi w Tatry. Plan nie był szczególnie ambitny. Ot, Dolina Pięciu Stawów z możliwością ataku na Szpiglasową lub bardziej lajtowo niebieskim szlakiem do Morskiego Oka. Co prawda prognoza pogody plumkała, że może padać, ale ostrzeżenia zostały zignorowane. Zwłaszcza, że od świtu pogoda była piękna i trójka bohaterów wyruszyła na szlak w dobrych humorach, grzejąc się w promieniach słońca. Tata Potwora, jako wytrawny górołaz, miał w plecaku kurtkę i pelerynę. Doświadczenie wykazało, że mógłby nie mieć. Sapiąc i pufiąc (część męska) oraz z uśmiechem na ustach i bez zadyszki (część żeńska) wyprawa dotarła do schroniska w Pięciu Stawach. Pogoda była piękna. Słońce świeciło, błękitne niebo, nieliczne chmurki, słowem cud, miód malina. Drużna posiliła się w schronisku i udała w głąb doliny. Tam stwierdzono, że część męska nie ma kondycji, aby iść na Szpiglasową i może się zastanowić ewentualnie nad przejściem szlakiem niebieskim. Gdy drużyna dotarła ponownie do schroniska, zza gór wyłoniły się złowrogie chmurzyska. Zapadła decyzja – schodzimy doliną Roztoki.

Tata Potwora to zaklinacz deszczu

Pół godziny później świat był szary i wypełniony hukiem wodospadu lecącego z chmur, doprawiany dawką grozy w postaci piorunów i grzmotów. Buty, kurtki i peleryny przemokły szybciej niż dało się policzyć do dziesięciu. Szlak zamienił sie w rwący potok. Wiało wiatrem. I grozą. Było fantastycznie. Po dwóch minutach drużyna miała mokre wszystko. Deszcz ustał, gdy przemoczona wyprawa dotarła do asfaltowego szlaku do Morskiego Oka. Gdy dzielni zdobywcy gór docierali do parkingu, Tata Potwora zaśmiał się i powiedział “Cha, cha, głupia chmuro, tylko na tyle było cię stać?”. Gruchnął piorun i spadła ściana, dosłownie ściana, deszczu. Po dojściu do samochodu żeńska część drużyny przebierała się w samochodzie, a Tata Potwora stwierdził, że bardziej mokry nie będzie i rozebrał się do bokserek. Wrzucił mokre ciuchy do bagażnika i wsiadł do auta, gdzie miał zapas suchych ubrań. Było dużo śmiechu. Było mniej mokro niż na zewnątrz, ale ciągle mokro.

Gdy dwie godziny później wyprawa wjeżdżała do Krakowa, Tata Potwora powiedział “No, to teraz już nam nic nie grozi”. Gruchnął piorun i spadła ściana wody. Tata Potwora ma odtąd przydomek “Zaklinacz deszczu”.

Facebooktwittermail
Facebook

Góry, doliny, śniegi, potoki i … zjazd na pupie

Tata Potwora jest uparty jak osioł i próbuje zaszczepić w potomku miłość do gór. Efekty są różne, o czym stali czytelnicy mogli przekonać się nie raz i nie dwa. Jednak teraz Potwór koniecznie chciał jechać w góry, bowiem miała to być wyprawa z nocowaniem. Tata Potwora zaplanował szereg atrakcji. Miejsce noclegowe wybrał dzięki poleceniu. I to był strzał w dziesiątkę, bo Górski Wierch tak spodobał się Potworowi, że nie chciał z niego wyjeżdżać. Jednak zanim Potworniccy dotarli na nocleg, musieli zmierzyć się ze zmienną aurą, zmęczeniem i marudzeniem.

góry

Plan wyjazdu w góry zakładał przede wszystkim wyprawę do Doliny Pięciu Stawów. Co prawda kamery TOPR pokazywały, że na miejscu jest sporo śniegu, ale do odważnych świat należy. Początek trasy znudził Potwora niepomiernie. Asfaltowa droga do Morskiego Oka jest rzeczywiście nieciekawa, choć można na niej obserwować ciekawe okazy rodzaju ludzkiego. Wzorcowym przykładem była czterosobowa grupa ubrana w stroje sportowe, która puszczała na pełen regulator z komórki jakieś podlejsze disco polo. Normalnie Tata Potwora pewnie by zabił, ale ponieważ był z dzieckiem, to wykazał się daleko idącą powściągliwością. A potem szlak skręcił w las i zostawił asfaltowy wybieg z tyłu.

góry dolina pięciu stawów

Ludzi zrobiło się znacząco mniej. Pogoda była przyzwoita, słoneczko świeciło, ale było zimno. A im wyżej w las, tym coraz częściej pojawiał się śnieg. I to nakrecało Potwora, który marudził na każdym większym podejściu. A potem zaczęło się ostatnie podejście do schroniska. I tam było już wesoło. W niektórych miejscach szlak był całkiem zasypany, a Tata Potwora zaczął się zastanawiać, jak uda im się stamtąd zejść. W schronisku Potwór był z siebie bardzo dumny, bo wszedł na najwyższą, jak dotąd, górę. Dookoła panowały zimowe klimaty i udało się nawet ulepić małego bałwanka. Potem zza gór wyleciał helikopter TOPR i krążył nad doliną ku uciesze Potwora. Tata Potwora tymczasem zaczął przygotowywać potomka do schodzenia po śniegu. Zapakował go w nieprzemakalne spodnie, co okazało się pomysłem zbawiennym. Podczas schodzenia koło Siklawy Potwór po prostu zjeżdżał na pupie po śniegu do czekającego kawałek niżej ojca. I tak w kółko, aż do miejsca, gdzie nie było już po czym zjeżdżać.

góry siklawa zjazd

W sumie tego dnia Potwór pokonał 16 km, co jest dużym wyczynem. Był jednocześnie najmłodszą osobą na tym szlaku czym budził podziw innych wędrowców. Tata Potwora puchł z dumy. Wyczyny potomka zostały nagrodzone wieczorną pizzą i słodyczami ze Słowacji. Zapytany o najfajniejsze rzeczy podczas wypadu Potwór odparł:

– Czekolada i zjeżdżanie na pupie po śniegu.

Facebooktwittermail
Facebook

Pieniny

Jak pamiętacie z poprzedniego wpisu, Potworniccy spędzili część tegorocznych wakacji w Pieninach. Tata Potwora miał ambitne plany związane z przegonieniem potomka po szczytach. Mama Potwora od początku mówiła, że raczej nie weźmie udziału w tych eskapadach, a Potwór nie do końca był przekonany czy chce gdziekolwiek chodzić. Zwiedzane zamki bardzo mu się podobały, a w jednym z nich widział ponoć nawet rękę ducha w studni. Jednak już spacery z campingu do Sromowców okazały się na tyle nudne, że należało co chwila pytać “daleko jeszcze?”. Tata Potwora ma na takie zapytanie odpowiedź, którą mordował go Dziadek Potwora – “dwie godziny”. To zawsze są dwie godziny, bez względu na to jak daleko jest naprawdę do celu. Tatę Potwora w młodości tekst ten straszliwie denerwował. Potwora też denerwuje. Zapowiedział zatem, że własnym dzieciom będzie mówił, że jeszcze 12 godzin. Stawka została podbita.

Pieniny

@Anna Sadurska-Czochra

Wyjście na Trzy Korony umilał Tacie Potwora ciągły jęk, że “pod górę”, “ile jeszcze” oraz “ja chcę wrócić do mamy”. Na górze było nawet fajnie, ale mimo lornetki nie dało się dojrzeć czekającej na powrót bohaterskich zdobywców szczytów rodzicielki. Skryła się w tym czasie pod parasolem, a w tłumie stojącym na szczycie ciężko było wykonać telefon. Samo schodzenie było już fajniejsze, zwłaszcza, że można było spędzić sporo czasu na liczeniu słojów w ściętym drzewie. Wyszło na to, że świerk miał ponad 80 lat, co bardzo Potworowi zaimponowało. Spływ Dunajcem kolejnego dnia był fajny do pierwszego zakrętu, potem też już było nudno, bo trzeba było siedzieć w jednym miejscu. Puszczanie kaczek w Grajcarku było już fajniejsze, podobnie jak plac zabaw na Palenicy i szaleńcza jazda wózkiem w rynnie. Za to schodzenie w strugach deszczu było bez sensu i błe. Dlatego Potwór odmówił kolejnych wypraw górskich i wybrał się do parku linowego. Tata Potwora obraził się na dziecko i poszedł sam na szczyty oglądać widoki i rozkoszować się słoneczną aurą. Na tym zakończyły się wycieczki górskie i rodzina opuściła Pieniny, aby odmoczyć się w basenach termalnych. Potwór był szczęśliwy. Tata Potwora mniej, bo na zakończenie poobijał się dodatkowo w rynnach, gdy uciekło mu specjalne koło do zjeżdżania. Góry są dla niego zdecydowanie bezpieczniejsze.

Facebooktwittermail
Facebook

Potok

Zgodnie z obietnicą z poprzedniego odcinka, tym razem przyjrzymy się wyczynom Potwora w otwartych częściach doliny. Gdy Tata Potwora był mały, w górach uwielbiał końcówki małych dolin (Białego czy Za Bramką), gdzie mógł godzinami zajmować się przestawianiem potoków przez budowanie zapór z patyków i kamieni. Potwór nie zdradza podobnych zamiłowań – jest wyraźnie stworem nastawionym na wspinaczkę i pokonywanie wyzwań. Jednak podobnie, jak wszystkie inne dzieci ciągnie go do potoków.

Potok

@Ania Sadurska-Czochra

Na Polanie Pisanej Potwór stwierdził, że nadeszła pora na piknik. Zasiadł zadowolony na trawie i zajadał się warzywami z pudełka śniadaniowego. Potem stwierdził, że chce się powspinać na kamienie leżące w potoku. Najpierw wybrał się tam w sandałach, ale po chwili stwierdził, że woli jednak biegać boso. Był to zdecydowanie dobry pomysł, bo kręcące się obok wycieczki szkolne z uporem maniaka kąpały się w potoku w pełnym obuwiu wywołując zgrozę opiekunów. Potwór tymczasem właził na kamienie, przechodził na inne głazy i starał się nie wpaść do wody. Szło mu całkiem dobrze, do chwili, gdy mocniejszy podmuch wiatru nie spowodował, że usiadł pupą w potoku. Tata Potwora westchnął tylko i wyjął zapasowe spodenki i majtki, w które przebrał syna, gdy ten zakończył już taplanie się w wodzie. Panujący upał w połączeniu z wiatrem spowodował, że rzeczy wyschły błyskawicznie. I dobrze, bo w drodze powrotnej ze schroniska Potwór wykonał podobny manewr kąpielowy. Był bardzo z siebie zadowolony. Jak później stwierdził, w górach najfajniejsze są kamienie, wspinaczka i jaskinie. Przynajmniej mamy jasność.

Facebooktwittermail
Facebook

Page 1 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén