Tata Potwora

Blog szalonego taty

Tag: Dania

Wyprawa duńska – dzień trzeci

Tego dnia mieliśmy w planach pławienie się. Po śniadaniu i spakowaniu gratów do samochodu, przejechaliśmy 300 metrów i udaliśmy do Lalandii. Z zewnątrz ten kompleks przypomina olbrzymi betonowy klocek z przytwierdzonym z boku wielkim kolorowym kołem. To jest potężna zjeżdżalnia w tropikalnym aquaparku. Mieliśmy okazję ją przetestować.

Wnętrze LalandiiPo wejściu do Lalandii opadły nam szczęki. Naszym oczom ukazała się włoska, a może hiszpańska uliczka wieczorową porą. Podświetlone lampami, malowidło błękitnego nieba, latarnie i stylizowane restauracje i domy robiły ogromne wrażenie.

Lalandia jest wielkim kompleksem rozrywkowym, który zapewnia także miejsca noclegowe, w dziesiątkach położonych za nią domków. Wypoczywający mogą korzystać z wielu atrakcji. Największą jest oczywiście tropikalny aquapark, ale jest tam jeszcze pole do minigolfa, małpi gaj, gdzie prowadzi się warsztaty dla dzieci, ścianka wspinaczkowa, lodowisko, a nawet niewielka górka do zjeżdżania na nartach.

Nas jednak interesował aquapark. Kiedy weszliśmy do olbrzymiej hali z ust młodego wydobyło się głośne “łał”. Szczególnie, gdy zobaczył olbrzymi plac zabaw wodnych dla dzieci, z dwoma zjeżdżalniami i olbrzymią wanną, która opróżniała się wielką kaskadą na skaczące radośnie dzieci. Nas bardziej zainteresowała płynąca leniwie wokół tego placu rzeka, gdzie można było wypocząć na oponie.

Widok na zamek w Kolding z naszego apartamentu

Widok na zamek w Kolding z naszego apartamentu

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od basenu ze sztuczną falą. Potem testowaliśmy małpie umiejętności młodego na basenie dla dzieci. Zjeżdżaliśmy na małym basenie, a potem poszliśmy na zjeżdżalnie. Na pierwszy ogień zabrałem czteroosobowy materac i poszliśmy na najbardziej hardkorowy zjazd. Ten, który widać było na zewnątrz budynku. Zaczęło się niewinnie, ot jedziemy sobie i mijamy zakręty. A potem nagle zobaczyłem, że kończy się rura. To znaczy nie kończyła się, tylko opadała pod ostrym kątem. Poszliśmy w dół jak bomba, a potem po olbrzymich ścianach. Młody i ja byliśmy zachwyceni. Mama młodego mniej i wyglądała, jakby chciała nas zamordować.

Dlatego na tę zjeżdżalnię poszliśmy jeszcze tylko raz, bo na tyle dała się namówić. Jeździliśmy za to rurami na jedno i dwuosobowych pontonach, a także na specjalnych dywanikach. Bardzo podobało nam się to, że młody mógł jechać wszędzie, choć na najostrzejszych trasach, tylko w towarzystwie osoby dorosłej.

Jeden z najbardziej charakterystycznych domów w Kolding

Jeden z najbardziej charakterystycznych domów w Kolding

Kiedy testowanie zjeżdżalni się nam znudziło, popławiliśmy się w jacuzzi i popłynęliśmy szybką rzeką. Okazało się, że wychodzi ona poza budynek. Na szczęście pogoda była ładna i przygrzewało słoneczko. Młodemu strasznie się to podobało i rzekę pokonaliśmy kilka razy.

W sumie bawiliśmy się na basenach ponad 6 godzin. Na tyle długo, że młodemu zrobiło się niedobrze. Wyszliśmy więc i ruszyliśmy w drogę do Kolding. Po drodze zatrzymaliśmy się przy fabryce LEGO, ale młody był już tak zmęczony, że nie miał siły wyjść z samochodu. Drogę do miasta przespał, a gdy weszliśmy do apartamentu padł i już nigdzie nie poszedł.

Kościół św. Mikołaja w Kolding

Kościół św. Mikołaja w Kolding

Dlatego zwiedzanie miasta odbywaliśmy w ratach, przy okazji polując na coś dobrego do jedzenia. Wyborów było wiele, więc oboje byliśmy usatysfakcjonowani. Młody spał i dopiero rano kolejnego dnia docenił uroki apartamentów w centrum miasta. Nasz apartament był okrągły, z przepięknym widokiem na zamek i jezioro. W pełni wyposażony, doskonale nadawał się na bazę wypadową.

Ratusz w Kolding

Ratusz w Kolding

Podczas zwiedzania miasteczka, zakupiłem piwo z lokalnego browaru – głowy nie urwało, ale było całkiem niezłe. Wieczorem siedzieliśmy w apartamencie i przez olbrzymie okna oglądaliśmy przepięknie podświetlony zamek. Kolejny dzień, miał przynieść nowe atrakcje.

Facebooktwittermail
Facebook

Wyprawa duńska – noc i dzień pierwszy

Emocje już trochę opadły, nadeszła więc chwila, aby opisać naszą ponad tygodniową eskapadę do Danii. Dzięki mojej wspaniałej pracy i zaproszeniu od LEGOLANDU, mieliśmy okazję zwiedzić spory kawałek Jutlandii, a także skoczyć na chwilę do Kopenhagi.

LEGOLAND Holiday Village

Domek LEGO Ninjago w LEGOLAND Holiday Village

Młody nie mógł się doczekać na wyjazd i żył nim przez ostatnie tygodnie. Nie tylko zresztą on, bo ja również przebierałem nogami w boksie startowym. Aby nie tracić niepotrzebnie jednego dnia, postanowiliśmy wyruszyć w drogę wieczorem. Jechaliśmy Potworomobilem, więc było nam wygodnie i mogliśmy spakować wszystko, co tylko przyszło nam do głowy. Przede wszystkim zabraliśmy ciuchy na każdą pogodę, bo prognozy nie były zbyt optymistyczne. Dość powiedzieć, że udało nam się, z trudem, bo z trudem, zmieścić w samochodzie ze wszystkim i punktualnie o 20:37 wyruszyliśmy w trasę.

Zane

Mały duży Zane z LEGO Ninjago

Pogoda była ładna, słońce już się schowało i nie świeciło w oczy – w końcu jechaliśmy na zachód. Drogi do granicy też były znane i dobre, więc jechało się bardzo przyjemnie. Pierwszy postój wypadł przed granicą z Niemcami, gdzie dotankowaliśmy auto i wykonaliśmy szereg innych koniecznych czynności, których pozwolę sobie nie opisać. Przejechaliśmy nad Nysą Łużycką i pognaliśmy “nach Berlin”. Młody, który zdrzemnął się tylko chwilę przed Wrocławiem, był w trybie pełnej aktywności. Słuchał muzyki, gadał i generalnie nie mógł spać. Dlatego też oglądał nocny Berlin, gdy przejeżdżaliśmy przez miasto w środku ciemnej nocy. Jedynymi pojazdami, które łamały ograniczenia prędkości były autokary i ciężarówki na polskich blachach. Generalnie ruch nie był duży.

Ninjago

Plac zabaw LEGO Ninjago w LEGOLAND Holiday Village

Kolejny postój, wypadł już za Berlinem, gdzie dorwała nas też niepogoda. Popadywało trochę do rana, gdy przed Hamburgiem odbiliśmy na drogę 404 na północ. Młody chwilę pospał, ale obudził się na stacji benzynowej i nie spał już do końca podróży. Wielkie wrażenie zrobił na nim most na Kanałem Kilońskim, a potem korek na granicy Duńskiej. Autostrada była ograniczona do jednego pasa i obstawiona policją i służbą graniczną. Jednak nam umundurowana pani kazała jechać dalej. Dalsza droga do Kolding, gdzie odbiliśmy na boczne drogi do Billund przeszła całkiem szybko.

LEGOLAND Holiday Village

Wejścia do restauracji w LEGOLAND Holiday Village pilnują piraci

Wtedy miałem już oczy na zapałki, ale kawa trzymała mnie przy życiu. Spędziłem za kierownicą ponad 12 godzin i przejechałem prawie 1200 kilometrów. Młody pilnie wypatrywał znaków, świadczących, że zbliżamy się do stolicy klocków LEGO. Na wjeździe do miasta, tuż przy fabryce, wypatrzył pierwsze olbrzymie, kolorowe bloki. Podjechaliśmy pod LEGOLAND Holiday Village, gdzie okazało się, że domek już na nas czeka, a także, że zapraszają nas na śniadanie.

LEGOLAND

Przed wejściem do LEGOLAND Holiday Village

Nowiutkie domki utrzymane w stylu LEGO Ninjago spowodowały, że młody oszalał z radości. Na ścianie, nad stołem wisiał wielki plakat, przedstawiający bohaterów. Zasłonki, okleiny na meble czy elementy szaf również nawiązywały do tej niezwykle popularnej serii. W łazience widniały plakaty motywujące do postępowania, jak prawdziwy Ninja. Domek był oczywiście z kuchnią, lodówką i pełnym osprzętem, więc mogliśmy przygotować sobie jedzenie, ale skoro było śniadanie, to poszliśmy do restauracji pirackiej. Poszłoby nam szybciej, gdyby młody co chwila nie stawał przy wszystkich figurkach z LEGO, oraz zachwycał się kaczką, która wlazła w rabatkę pełną bratków.

LEGOLAND Holiday Village

Znajdź dwie kaczki

Napchaliśmy się bekonem, jajkami i robionymi własnoręcznie naleśnikami i korzystając ze słonecznej, choć chłodnej pogody, poszliśmy do LEGOLANDU. Możecie sobie wyobrazić zachwyt młodego, który chłonął wszystkie atrakcje jak gąbka. My byliśmy trochę zząbieni (czyli w wersji zombie), ale obserwowanie czystej radości młodego dodawało nam energii. Odwiedziliśmy Atlantis, gdzie ludziki LEGO szaleją z żyjątkami morskimi, kino 4D (byliśmy na filmie LEGO Nexo Knights), atrakcje Ninjago, które musieliśmy zaliczyć kilka razy. Machanie rękami i trafianie w potwory to naprawdę niezła zabawa. A tunel przeszkód Lloyda młody pokonał na każdym poziomie trudności po kilka razy. Ja tylko na najprostszym.

LEGOLAND

LEGO Atlantis – nasz ludzik wśród ryb

W miasteczku westernowym Mama Potwora poddała się i poszła kupić kawę (nietanią, jak wszystkie posiłki w barach i restauracjach w Danii). Ponieważ pogoda dopisywała, spłynęliśmy canoe, a potem jeszcze chlapaczem wikingów, a także zaliczyliśmy dom strachów. Wciągaliśmy się na linach, kręciliśmy na karuzelach i bujaliśmy na bujawkach. Dobiliśmy się ekspresem polarnym oraz szkołą pilotów, gdzie można zaprogramować swój własny lot. Na to poszliśmy dwa razy, ale kolejnego dnia dołożyliśmy więcej. Odwiedziliśmy też starożytną świątynię, gdzie strzelaliśmy do kolorowych świateł. Atrakcji było tyle, że zabrakło nam czasu na wszystkie. W perspektywie był jednak kolejny dzień. A zabrakło go nam, bo mieliśmy w planach zajrzeć jeszcze do centrum Billund i za kulisy budowy LEGO House.

LEGO House

Wielkie drzewo w LEGO House

Dotarliśmy na miejsce i dzięki kontaktom z mojej poprzedniej wizyty zajrzeliśmy do środka, gdzie powstało wielkie, zbudowane z 6,3 miliona klocków drzewo. LEGO House otwiera się dopiero we wrześniu i wygląda na to, że wszystko będzie gotowe na czas. Potem zjedliśmy obiad w lokalnej restauracji u niezwykle sympatycznego osobnika, który twierdzi, że ma dziesięć różnych narodowości. Spokojnym spacerkiem wróciliśmy jeszcze do LEGOLANDU.

Ninjago

Dwóch prawdziwych Ninja

Zakończyliśmy zabawę wizytą w sklepie, gdzie młody próbował podnosić wszystkie największe pudła z LEGO. Zachwycaliśmy się też nowymi zestawami, które na świecie będą dostępne dopiero 1 czerwca. Zrobiliśmy małe zakupy – zbudowane przez młodego samodzielnie figurki, pociąg LEGOLAND i figurkę Batmana, do której dodawano Batpoda. Tego samego, którego cwaniaki z Allegro sprzedają po 150 zł.

LEGO Star Wars

W sklepie można było spotkać bohaterów Star Wars

Jeśli myślicie, że to był koniec, to jesteście w błędzie. Choć my padaliśmy z nóg, to młody miał jeszcze mnóstwo sił. Odwiedził plac zabaw Ninjago w naszym ośrodku, poszedł oglądać zwierzątka, które tam mieszkają (króliki, kozy i osiołki) oraz skakał przez ponad godzinę na wielkiej trampolinie. Biegał też po torze przeszkód. Słowem, bawił się wyśmienicie.

LEGOLAND Holiday Village

Dokarmianie królika w LEGOLAND Holiday Village

Po powrocie do domku rodzina padała po kolei do łóżek. Zostałem ostatni na posterunku, wrzucając fotki na Facebooka, ale i potem zacząłem zasypiać. To był naprawdę intensywny czas, a przecież dalej miało być równie ciekawie.

Facebooktwittermail
Facebook

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén