Tata Potwora

Blog szalonego taty

Month: Kwiecień 2016 (Page 2 of 2)

Katar

Każdy początkujący rodzic skacze dookoła swojego potomstwa i przy byle kichnięciu zaczyna się zamartwiać. Z czasem stan ten mija i nawet potężny katar u dziecka nie skłoni rodzica do zrezygnowania z kilku godzin odpoczynku, gdy to jest w przedszkolu lub szkole. Tata Potwora uznaje, że warto tutaj korzystać z mądrości skandynawów, którzy twierdzą, że powodem do niepokoju nie jest fakt, że dziecku lecą gluty z nosa. Martwią się dopiero wtedy, gdy młodzież nie ma siły na zabawę. Jest w tym sporo prawdy. Zwykły katar przeszkadza bardziej rodzicom niż dzieciom. Dźwięk wciąganych podcisnieniowo smarków skutecznie wyprowadzi z równowagi każdego. Wycieranie nosa rękawem też młodzieży nie przeszkadza, a rodzicom jakoś już tak. W przypadku Potwora każdej kolejnej odsłonie kataru towarzyszy późniejszy kaszel, który potrafi trwać i do miesiąca. Być może jest to też wpływ znanego z właściwości zdrowotnych, bogatego w składniki chemiczne, krakowskiego powietrza. Brak zamiłowania dorosłych do objawów kataru jest zrozumiały – w końcu sami znoszą tę chorobę gorzej niż dzieci, a do tego mają ponurą swiadomość, że katar może być wstępem do grypy, eboli, pomoru świń i innych klęsk żywiołowych.

katar

Potwór, jak większość dzieci, ma katar… w nosie. Radośnie smarka, kicha i kaszle. Nie przeszkadza mu to w posiadaniu nadludzkich ilości energii, które wykorzystuje do męczenia rodziców. Tata Potwora ciągle jeszcze nie odkrył źródła tej mocy, a ma przeczucie, że poznanie tego sekretu mogłoby ocalić ludzkość przed zagładą ekologiczną. Tymczasem niezmiennie irytuje go dźwięk wciąganych glutów. W którymś momencie Tata Potwora postanowił podejść potomka psychologicznie.

– Smakują Ci te smarki?

– One nie mają smaku.

Jak widać, w kategorii ciętej riposty Potwór nie ma sobie równych. Jakiś czas poźniej męczył Mamę Potwora, żeby pomogła mu wydmuchać nos.

– Czy ja jestem prywatną wycieraczką nosa? – zapytała Mama

– Tak. Taką, którą tata nazywa żoną.

Potwór – Rodzice 2:0.

Facebooktwittermail
Facebook

Marzenia z dzieciństwa

Wielokrotnie słyszy się, że rodzice przekładają na dzieci swoje ambicje i niespełnione marzenia z dzieciństwa. Tata Potwora stara się nie należeć do tej grupy rodziców, uznając, że Potwór może być w życiu kim chce, byle był szczęśliwy i robił coś co sprawia mu przyjemność. Tacie Potwora różnie z tym idzie, choć nadchodzące zmiany są krokiem właśnie w tym kierunku. Potwór za to, jak chyba każde dziecko, interesuje się podobnymi rzeczami jak ojciec. Niestety nie we wszystkim. Są dziedziny życia, które Taty Potwora nie interesują wcale, a wcale. Jedną z nich jest wszelkiej maści sport, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Dlatego Potwór raczej nieprędko trafi na jakikolwiek mecz czy będzie zbierał karty z piłkarzami. Sporym wyzwaniem rodzicielskim jest też wspólny wypad na boisko, gdzie trzeba wykazać się entuzjazmem przy kopaniu do siebie piłki. Banan na twarzy Potwora powoduje, że Tata też się cieszy, ale z tego cieszenia właśnie, a nie konieczności ganiania za nadmuchanym kawałkiem gumy czy plastiku, czy z czego się tam robi piłki. Nie od dziś jednak wiadomo, że rodzicielstwo wymaga poświęceń. Dlatego Tata Potwora kopie piłkę i dostaje zadyszki, gdy musi za nią gonić.

marzenia

Jednym z największych marzeń z dzieciństwa Taty Potwora było posiadanie aparatu i robienie zdjęć scenek z życia ludzików z LEGO. Jak pamiętamy, nie było to latwe z wielu powodów. Po pierwsze duńskie klocki kupowało się w Pewexie za bony lub dolary, których zawsze było mało. Dlatego nie dało się zebrać na tyle dużych zestawów, aby zrobić odpowiednio epickie scenki rodzajowe. Po drugie, były to czasy fotografii analogowej, klisz itp. wynalazków, gdzie na efekt zdjęcia należało czekać długo i do tego zapłacić. Dlatego, poruszony krótkim artykułem na jednym z portali o LEGO, Tata Potwora chce zaszczepić ten pomysł u Potwora. Klocki są teraz zdecydowanie dostępniejsze, co nie znaczy, że tanie i można nabyć duże modele, jak sie nie jest w programie LEGO500PLUS. Do tego cyfrowe aparaty i darmowe lub tanie oprogramowanie do obróbki pozwalają na pełną swobodę w eksperymentowaniu w tym zakresie. Dlatego teraz Tata Potwora buduje specjalne pudło do właściwego oświetlania fotografowanych klocków i kombinuje jak zamocować na sztywno telefon (apart był padł po latach). A potem się zacznie. Potwór już nie może doczekać się robienia animacji i opowiada o swoich pomysłach, tworzy scenariusze i niecierpliwie czeka na pierwszy klaps. Ależ się będzie działo.

Facebooktwittermail
Facebook

Dzieci z Bullerbyn

Bez wieczornego czytania dzień Potwornickich byłby nieważny. Ostatnio na warsztat trafiły Dzieci z Bullerbyn. Wydawać by się mogło, że książka, która powstała w 1947 roku nie ma szans przebić się do otoczonego nowoczesnymi wynalazkami dziecka. Nic bardziej mylnego. Potwór chłonął opowieść z wypiekami na twarzy i domagał się przedłużenia czasu czytania poza zakres wytrzymałości głosowej Taty Potwora. Jak to jest, że książka, na której wychował się Dziadek, a później Tata Potwora, ciągle znajduje akceptację w oczach żyjących w zupełnie innych epokach dzieci. O ile jeszcze dzieciństwo Dziadka Potwora było zbliżone do realiów opisanych w książce, to już wychowane wśród bloków kolejne pokolenie nie miało za bardzo możliwości doznać tej beztroski. A co dopiero mówić o Potworze, który nie dość, że mieszka w dużym mieście, to jeszcze otoczony jest wynalazkami, o których pisarce nawet nie mogło się śnić. Zafascynowanie Potwora pokazuje, że książka dla dzieci nie musi być mroczna, napakowana odniesieniami do technologii i pełna fantastyki, aby być ciekawą i wciągającą. Prawdziwy cud.

Dzieci z Bullerbyn
Myślę, że podstawą sukcesu Dzieci z Bullerbyn jest narracja. Pokazanie akcji z perspektywy bohaterki, z którą w taki czy inny sposób można się utożsamiać. Dziecko czuje, że to pisał ktoś, kto myśli podobnie jak ono. To nie jest zewnętrzny, obojętny narrator. Drugi ważny atut tej książki, to beztroska, skupienie się na rzeczach codziennych i prostych. Zabawach, które nie wymagają wydania olbrzymich pieniędzy, a raczej bogatej wyobraźni i odrobiny chęci. Wyraźnie widziałem, jak młodemu błyszczą oczy, gdy czytaliśmy o nocnej wyprawie nad jezioro pełne raków, albo o pływaniu łódką po jeziorze i wspinaczkach na skały. Te proste rzeczy trafiają do dzieci równie skutecznie, jak nie lepiej, niż wszystkie wyszukane elektroniczne gadżety i wynalazki. Być może nie do wszystkich. Byłem naprawdę zaskoczony, że Dzieci z Bullerbyn mają ciągle taką siłę oddziaływania na dziecięcą wyobraźnię. To naprawdę ponadczasowa lektura. Przetestujcie na swoich dzieciach, warto.

Facebooktwittermail
Facebook

Page 2 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén